sobota, 18 listopada 2017

Praca w Biedronce - wady i zalety.

Cześć! Znowu pojawiam się po prawie miesiącu przerwy - wybaczcie, to przez studia. Właśnie je zaczęłam, wdrążam się w życie studenckie, uczę do pierwszego kolokwium i próbuję to wszystko ogarnąć. Według mnie studia różnią się od liceum o 180 stopni, ale do tego wrócimy. Na pewno jeszcze podzielę się wrażeniami, póki co, trzymajcie kciuki za pierwsze kolokwium!

Ale teraz nie o tym. Cofnijmy się w czasie. Dokładnie o cztery miesiące i trzynaście dni. Tak, właśnie piątego lipca 17' postanowiłam pójść do wakacyjnej pracy. Na początku lipca zaczęłam szukać pracy - w moim małym miasteczku. Dostałam ją jako kelnerka w pewnej firmie, ale zwolniłam się po jednym dniu. Z trzech powodów. Chcieli mi dać 8zl/h, pracować nawet 15 godzin dziennie, a atmosfera była nie do wytrzymania! Panie, które miały nas (mnie i dwie inne dziewczyny) czegoś nauczyć, cały czas krzyczały. O wszystko.
Zajmij się sobą! - słyszałam, a jak już podałam komuś kieliszek wódki (bo nikogo nie było przy barze - Oszalałaś!? Wszystko rób za moim pozwoleniem! - Nawet nie chce mi się komentować, ale to nieistotne, dygresja.Teraz o Biedrze.



Więc złożyłam CV do Biedronki z nadzieją, iż tam warunki są trochę lepsze. Oddzwonili do mnie już po jednym, dwóch dniach i zapisali na badania do lekarza pracy. Oczywiście sponsorowała je firma. Ja musiałam mieć tylko książeczkę sanepidowską. Po badaniach przyszłam do kierownictwa podpisać umowę. Ona miała swoje plusy i minusy. Z jednej strony płacili bardzo dobrze jak na sklep (ok. 15zł netto, ale jestem uczniem, więc składki się odprowadza inaczej). A z drugiej strony dni pracy były wybierane losowo - w tym weekendy. Umowa była umową zlecenie - na jeden miesiąc, po kolejnym kolejna umowa.

Pierwsze dni pracy okazały się...
Męczące, okropne, nudne... - Żartuję! Ku mojemu zaskoczeniu odbyło się szkolenie, a atmosfera była miła! Musiałam przeczytać kilka książek, obserwować kasjerki i pomagać w wykładaniu towaru. Pierwsze dni były najlepsze...

Jak wyglądał dzień pracy w Biedronce?
Zacznijmy od tego, że ja mogłam pracować w godzinach od 7 - 22 ze względu na umowę zlecenie. Stali pracownicy przychodzili czasami na 4 rano, a najpóźniej kończyli chyba o 23.
Jeszcze wspomnę, że ja miałam przeważnie trzy zmiany: 7 - 15, 10 - 18, 14 - 22.
Rano: Zazwyczaj trzeba było rozłożyć towar, a jeśli były to mrożonki - to dwa razy szybciej. Ja niestety nie potrafiłam robić tego szybko, bo mam dyskopatię, ale nikomu o tym nie mówiłam, pewnie myśleli, że jestem leniuchem. ;)
Kiedy przybywali klienci zwykle siadałam na kasie nr.2
(u nas w  Biedronce kasa nr1 była zawsze otwarta - tam siedziała zawsze jedna koleżanka, kasy 2 i 3 otwieraliśmy ze względu na liczbę klientów, na dzwonek trzeba było biec (jak jest dużo ludzi to kasjerka dzwoni po wsparcie)).
Południe: Dla mnie była to zazwyczaj kasa, chociaż wielu pracowników rozkładało towar w tym czasie.
Wieczór: Towar i sprzątanie. Bieganie z mopem na czas (mycie krawędzi, tam gdzie maszyna nie da rady zmyć podłogi  i pomieszczenie socjalne) było okropne. Czasami zdarzyło mi się przegrać walkę z mopem... Należało jeszcze wynieść śmieci i umyć kasy.
Przerwa: Trwała 15 min/ 8h pracy.

Czy praca na kasie jest kosmicznie ciężka? I co jeśli źle wydam?
Praca na kasie nie jest ciężka, najgorsze to zapamiętanie kodów, ale szybko się je opanowuje, bo klienci zwykle kupują podobne rzeczy. Wiadomo - początki najgorsze, potem idziesz jak burza. A jeśli się pomylisz przy wydawaniu reszty to spisujesz raport i nic takiego się nie dzieje, jesteś tylko człowiekiem. Ja najwięcej się pomyliłam o 30 zł, a złotówka na plusie, minusie była codziennością.
Wszystko przez te grosiki. ;)

A wykładanie towaru?
Wolałam kasę! Ale może to przez chorobę, bo nie mogę dźwigać ze względu na dyskopatię. Towar z wodą, warzywami był dla mnie najgorszy. :(

Jacy byli klienci?
Różni. Od takich, że jeśli nie miałam jak wydać ktoś płacił kartą, po takich, którzy krzyczeli, wrzeszczeli, że szybciej lub byli po prostu opryskliwi. Pamiętam, że jeden facet traktował mnie jak podczłowieka, opryskliwy do potęgi N. Wydałam mu chyba ze 100zł reszty w monetach. Taka pokuta.

Boom ze świeżakami
Na szczęście kończyłam ,,kadencję'' na dwa dni po rozpoczęciu jazdy ze Świeżakami. Pamiętam panią, która zrobiła zakupy za ponad 400zł dla naklejek (powiedziała mi to), ale to jej sprawa. Za każdą naklejkę byliśmy rozliczani jak za pieniądze.

Atmosfera?
To rzecz pewnie zależna, ale u mnie było okej. Na początku najfajniej, później, kiedy wspomniałam jednej osobie, że idę na studia, zaczęła być dla mnie niemiła, ale to chyba jej jakiś kompleks. Poza tym nie mam na co narzekać, wszyscy super. :)

Najfajniejsza historia związana z pracą w owym miejscu? 
Pewnego dnia wykładałam towar - wodę. I takim nożykiem zamiast rozciąć folię, rozcięłam butelkę wody, która z niezłym ciśnieniem całą mnie oblała. Zostałam miss mokrego podkoszulka.

Najgorsze wspomnienie?
Mop i burze. Bałam się wracać rowerem podczas burzy, mimo iż miałam tylko kilometr do domu.
Aha! I grafik - parę razy zdarzyła się kolejka na pół sklepu, a były dwie kasy otwarte, bo grafik był źle ułożony. Raz było zbyt wielu pracowników na jednej zmianie, innym razem za mało!

Kradzieże?
Słuchajcie, miałam pewny incydent. Ktoś kupował colę, zgrzewkę. Miał ją w wózku, a pod colą schowany cały karton żeli Corega! Zauważyłam to i zapytałam klienta: A to? A on mi na to: To też? I udawał głupiego. Okazało się, że nie była to próba kradzieży a kontrola. Podobno gdybym tego nie zauważyła, mogliby zabrać mi pół pensji.
Oprócz tego miałam pewne kradzieże, albo próby, ale zazwyczaj był to alkohol


Wady i zalety - podsumowanie:

Zalety:

  • nauka pokory, zdecydowanie,
  • fajne doświadczenie,
  • pieniądze - były niezłą motywacją (w końcu fajnie jest mieć coś swojego),
  • atmosfera i poznani ludzie
Wady:
  • grafik - często się zmienia, nie wiesz w jakie dni będziesz pracować i na jaką zmianę. Niby jest na miesiąc, ale i tak w praktyce go nie ma. Pod tym względem współczuję stałym pracownikom.
  • ludzie - bywają wredni, ja się tym nie przejmowałam, ale niektórzy się przejmują.
  • Pensja wydawana pod koniec miesiąca dla pracowników umowa - zlecenie.
  • wyścigi z mopem, tzn. czasem. ;)
Podsumowując:
Jako praca wakacyjna była to dla mnie spora szkoła życia. Wyzwanie, które zaliczyłam, chociaż momentami było ciężko. Naprawdę ciężko. Jestem z siebie dumna i nie żałuję mojej decyzji. Chociaż pewnie tam nie wrócę, bo będę szukać nowych przygód, z nadzieją, że w zawodzie, to polecam. Na wakacje jest to dobry pomysł. Teraz mam pieniążki na swoje zachcianki i świadomość, że dałam radę. Pozytywne doświadczenie. Jeśli macie jakieś pytania, piszcie w komentarzach.


© copyright, wszelkie prawa zastrzeżone

2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że w każdej pracy możemy się odnaleźć i to jest zdecydowanie najważniejsza kwestia. Jak dla mnie także bardzo ważną sprawą jest to co przeczytałam w https://www.connecto.pl/jak-elektroniczny-obieg-dokumentow-wplywa-na-dzialanie-firmy/ i faktycznie taki elektroniczny obieg dokumentacji może być fajnym rozwiązaniem.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszelkie komentarze i obserwacje.
Pamiętajcie, że każdy komentarz jest motywacją do działania. <3
I nie zapomnijcie zostawić linka do Waszego bloga, z pewnością tam zajrzę. ;)